On sobie siedzi i czyta gazetę o ona krąży… niby po domu, a jednak wokół niego.
- a może byśmy pojechali do Pragi na weekend? - no może…
I pojechali.
- a może byśmy zaprosili Wojtków na kawę? - no może..
I zaprosili.
- a może byśmy się przeprowadzili do Szczecina? - no może…
Już się przeprowadzili.
-a może byśmy zbudowali dom?
Już się leją fundamenty.
Zaczyna się od drobnych spraw, gdzie ona pyta, sugeruje i zachęca, ale w zasadzie to pcha. Za każdym pytaniem znajduje milion argumentów z jakich to powodów powinni tak zrobić. A potem idzie dalej.
- może być w końcu założył swoją firmę i był niezależny?
- może być poszukał zagranicznego kontraktu, będzie nam lepiej?
I tak im życie płynie i niby fajnie, a ona jakaś taka zmęczona.
A na spotkaniu z przyjaciółką to opowiada, że jak ona nie popchnie Jego do działania, to nic z tego nie będzie. A rodzice w Święta głową kiwają, że co On by bez niej zrobił. Nic. Dalej by siedział na tym etacie, a tym mieszkanku dwupokojowym i na wakacje to jeździł pod namiot.
Znasz to? Czy też uważasz, że jesteś motorem działań i zmian w swojej relacji? Że to Ty popychasz Jego. To Ty masz pomysły, to Ty chcesz czegoś więcej od życia. A On to by tak został, tam gdzie jest….
12 lat mojego małżeństwa pchałam. O jak ja mocno pchałam ! I miałam. Męża w działalnością, i dom, i zagraniczne waluty z Jego kontraktów. I wiesz co? Była tak zmęczona, że nie miałam siły kiwnąć palcem u siebie. Pierdzileliłam sobie z głowie i tak się wywyższałam, że co to ja nie jestem… że beze mnie, to by …. nic nie było. Trzeba pchać, motywować, zachęcać… uffff……… na samo wspomnienie już mi słabo.
No to teraz podam Ci trzy powody, dla których tak właśnie robisz
- Kontrola
Ten który pcha, jest sternikiem. A sternik wyznacza kierunek. I sternik kontroluje całą trasą. Reszta po prostu macha wiosłami. Sternik bierze odpowiedzialność za kurs, za cel i… masz wszystko pod kontrolą. A jak pojawią się nieprzewidziane przeszkody, to nie szkodzi. Sternik zaraz coś wymyśli. Lekko zjedziecie z kursu, a potem wrócicie. Sternik rządzi. Sternik wie, co jest dobre dla załogi. Sternik jest najlepszy, najmądrzejszy………. EGO rośnij, rośnij mój malutki, mój malutki okrąglutki…. Oto jaka jestem fajna, jaka dobra, jak się troszczę….. rośnij, rośnij….. gdyby nie ja…. rośnij, rośnij, a Ty beze mnie…. balon pękł…
Jeśli masz przymus kontrolowania, brania w swojej ręce…
Jeśli wydaje Ci się, ktoś beze Ciebie sobie nie poradzi, bo działa wolniej i w innym stylu…
Jeśli musisz wziąć na siebie pełną odpowiedzialność, za siebie, za kogoś, za nas, za życie…..
To się zatrzymaj. Oddychaj. Czytaj.
Po pierwsze boisz się zostawić Życie, aby płynęło swoim torem. Co nie znaczy, że masz leżeć i pachnieć. Pozwolenie Życiu, aby się toczyło, nie oznacza nie działania. Nie pozwalasz innym ludziom być sobą, mieć swoich własnych pomysłów, tempa życia, zaangażowania. Chcesz, żeby było, tak jak Ty chcesz, to wtedy TY poczujesz się lepiej. Mając kontrolę zasypujesz swój strach, że to życie będzie takie miałkie, nic nie warte i nic w nim nie osiągniesz.
Szkoda tylko, że aby poczuć, że coś osiągnęłaś, nie skupisz się na sobie, tylko na innych. A robisz tak, ponieważ..
2. Nasze życie, to moje życie.
Bardzo często, kiedy nie wiemy kim jesteśmy, to żyjemy cudzym życiem. Na zasadzie: mój mąż jest dyrektorem, a ja dyrektorową. Jakby odkleić męża od Ciebie, to byłabyś…. no właśnie… dziewczyną z maturą? Nauczycielką geografii w podstawówce?? Kim? Jakie byś sukcesy miała, bez sukcesów swojego męża/ partnera? Co byś o sobie myślała? Na ile Jego sukcesy budują Ciebie i Twoją samooceną?
Jeśli masz przekonanie, że Ty jesteś marna i mierna, to sobie robisz protezę. Taką podporę, z osiągnięć innych ludzi. Wychodzisz na podium i mówisz… TO MY… a tak naprawdę to, jednak nie TY. To kwestia poczucia własnej wartości, samooceny. Schowanej bardzo głęboko. Że jestem do nizego. To kwestia małej wiary w siebie.
Kim jesteś TY, bez tego wspólnego domu, stanowisk, firmy i tego wszystkiego, do czego go zachęciłaś i popchnęłaś?
Ale najbardziej mocny dla mnie był punkt niżej.
3. Wciąż muszę działać, bo zatrzymanie to śmierć.
Nie ma nic złego w osiąganiu celów. Niechby i nawet cudzych. W sumie, dlaczego mam nie budować się sukcesami męża, jeśli jemu to nie przeszkadza. Ale są ludzie, którzy wciąż muszą iść do przodu. Muszą osiągać, muszą mieć cele. Dalej, dalej… do przodu. Nie stać w miejscu.
Niech się coś dzieje do cholery!!!
Kiedy w moim życiu był spokój, i nic się nie działo, bo wszystkie cele zostały zrealizowane, to czułam wewnętrzny niepokój. Jakaś siła wewnątrz mnie pchała mnie do działania. Do wymyślania nowych rzeczy. Od zawsze nuda była dla mnie nie do zniesienia. Wiesz dlaczego?
W życiu jest ruch i zatrzymanie. Początek i koniec. Wdech i wydech. Narodziny i śmierć. Ruch to życie. Zmiana to życie. Ruch w górę to życie. Sukcesy to życie. Zatrzymanie to śmierć. Stagnacja to śmierć. Porażka to śmierć. Kiedy się zatrzymujemy, kiedy życie płynie jakby wolniej, bo nic się nie dzieje, to budzi się w nas lęk. Kiedy nie ma celów, bo wszystko już mam i trudno mi się tym delektować i świętować i cieszyć i pobyć w tym co jest, to znaczy, że boję się zatrzymać. Bo zatrzymanie naszemu EGO kojarzy się wyłącznie ze śmiercią. A my boimy się śmierci.
Więc dlatego tak pchasz i dążysz, i wciąż wyznaczasz nowe cele. I dlatego na urlopie nie odpoczywasz. I dlatego pchasz innych, żeby się nie zatrzymali. Zatrzymanie to śmierć. Dla naszego umysłu to niewyobrażalne.
Pomyśl, co by było, gdybyś nie musiała się starać, osiągać, donikąd iść. Cieszyć się z tego, co jest teraz?
Oczywiście na wierzchu jest chęć szczera, ale ona nie zrobi z Ciebie oficera. Wiem, że chęci masz dobre, ja też je miałam. Tylko nasze pchanie niczego nie zmieni. W tym często nie ma szacunku dla innego charakteru, osobowości, marzeń, pragnień. W tym często nie ma akceptacji, dla innych potrzeb.
Oczywiście, że jedna osoba pcha, a druga pozwala się pchać. Jasne, że to wygodny układ. Zawsze jednak do czasu. Strona pchająca jest zmęczona pchaniem i pewnym momencie mówi: dość. Jest w tym dużo złości i frustracji. Teraz chciałaby, aby on sam….a on jest jaki jest. Nie taki, jak sobie wyobrażałaś.
Strona pchana, też zaczyna być zmęczona, bo nie ma czasu na odpoczynek i nie ma przestrzeni na swoje pomysły, swoje marzenie, swoje zatrzymanie. Czasem się budzi złość i bunt i już pchać się nie pozwala. A czasem zwalnia jeszcze bardziej, z tego zmęczenia.
W mojej obecnej relacji … oddycham i nie pcham. Naprawdę bardzo się staram. Moje zdanie w tym życiu, to puścić kontrolę i dlatego kocham, takich, którzy działają wolniej, wybierają wolniej, decydują wolniej… niż ja.
A czasem tak bym bardzo chciała popchać. Żeby się JUŻ zadziało. Żeby nie „umrzeć”, tylko poczuć życie. Teraz już jednak wiem, że mogę być inspiracją, ale nie motorem. Każdy musi sam. Nie mam kontroli na Jego wyborami, decyzjami, szybkością działań. Masz nasze wspólne życie, ale też każdy z nas ma swoje osobne życie. I każdy z nas osobno musi podejmować decyzje, odnośnie siebie samego. I uczę się zatrzymania. Oswajam ten stan, w którym życie płynie wolniej. Cele jeszcze się nie wyłoniły i dzieje się tak niewiele. Kiedy się boję, to pozwalam sobie czuć ten lęk. Rozluźniam się na ile potrafię i JESTEM.
I nagle się okazuje, że życie dba. O mnie, o moją relację, o Niego. Wszystko toczy się swoim rytmem, a ja nie jestem taka zmęczona. Mogę skupić się na sobie, mogę zadbać o siebie, mogę budować swoją siłę i moc, a nie cudzą. I jest czas na życie i małą „śmierć”. Na wdech i wydech.
Jesteś zmęczona ciągłym pchaniem relacji? Chciałabyś nauczyć się odpuszczać, umieć nie brać na siebie tyle? Chciałabyś dać przestrzeń drugiej osobie, mieć w sobie więcej zaufania do niego? Chciałabyś się zająć sobą?
Jesteście zmęczeni takim budowaniem relacji, jednocześnie bardzo zależy Wam na sobie– umów się ze mną na konsultację.
Dzięki pracy ze mną ponownie zaczniecie się wspierać, rozumieć, mieć wspólne cele i będziecie mieć szansę na powrót do szczęśliwej relacji.
Zapraszam Cię do kontaktu. Napisz do mnie na adres: kontakt@marzenakopta.pl